Archiwa z miesiąca Luty, 2010

Spojrzeń czar

Nie wiem, czy tylko mnie się to zdarza, czy innym też, niemniej mam taką właściwość, że „łapię” spojrzenia ludzi. Podjeżdżając na przykład na przystanek, lubię patrzeć kogo będę miał za chwilę przyjemność, bądź też nieprzyjemność wieźć. Bywa często, że z tej dość licznej grupy pasażerów spojrzę komuś prosto w oczy, a on mnie. Zupełnie przez przypadek. Jest z resztą coś magicznego w tych spojrzeniach, bo przecież każdy z Was na pewno czuł niejednokrotnie, że ktoś go obserwuje, mimo, że osoba ta znajdowała się za plecami. Wystarczy czasem przez pewien czas patrzeć na osobę, która pochłonięta jakimiś czynnościami nie zwraca na nas uwagi, by w końcu jej spojrzenie spotkało się z naszym.

Dokonując różnego rodzaju obserwacji w chwilach ku temu możliwych, mogę wyróżnić kilka z wyłapanych spojrzeń:

Spojrzenie pierwsze: Jeszcze ja!
Stoję na przystanku. Widzę, że lada chwila dostanę światło. Z przyczyn o których pisał teraz nie będę, blokuje drzwi, ponieważ nie mogę sobie pozwolić na „utratę” tego światła. Do światła jeszcze kilkanaście/dzieisąt sekund. No i widzę, biegnie. Tak zwany dobiegający pasażer. Ja widzę jego, on widzi mnie. I patrzy na mnie, bo drzwi są zamknięte, a to ja je otwieram.
Młodzi patrzą tak jakby chcieli mnie pobić. To jest spojrzenie rozkazujące – masz stać, otworzyć mi drzwi, bo nie po to biegnę, żebyś odjechał. A jak odjedziesz, to cie zwyzywam, zwyzywam twoją matkę, pokaże ci środkowy palec. – zwykle moja diagnoza jest trafna i zostaję uraczony jakimś gestem bądź niemiłym słowem.
Starsi wbrew pozorom, a zwłaszcza najstarsi, bywają bardziej egocentryczni. Najczęściej, nie wiem czemu, starsze kobiety. Potrafią biec z odległości kilkuset metrów, nie bacząc, że wbiegają na ruchliwą ulice w miejscu niedozwolonym. A jest to raczej trucht niż bieg, bo w podeszłym wieku już trudno biegać, zwłaszcza, gdy taszczy się jakieś torby i inne tobołki. No i zdolności psychomotoryczne już nie te, stąd wielkie zdziwienie tych osób, gdy zostają uraczone klaksonem samochodu na którego torze jazdy akurat się znajdują. No bo skąd niby samochód na jezdni?
A gdy już podbiegną odpowiednio blisko patrzą na mnie. Najczęściej gdy spojrzenia się zejdą, na ich twarzy pojawia się promienisty uśmiech – tak, zobaczył, że biegnę, na pewno zaczeka taki miły młody człowiek. Niejednokrotnie przystają po drodze, nie opuszczając spojrzenia, podnoszą rękę w geście „jeszcze ja chce wsiąść”. Podniesienie ręki w „biegu” mogłoby skończyć się upadkiem, stąd konieczność przystanięcia. Nie wiem czemu jednoznacznie zawsze kojarzy mi się to z czołgiem w czterech pancernych, który nie miał stabilizacji lufy i żeby strzelić celnie musiał przystanąć.
Jednak często poskramiam te nieposkromioną radość. Wówczas szczery uśmiech przeradza się w wyraz szczerej nienawiści. No ale co poradzić.

Spojrzenie drugie: kontrolne.
Zwykle lusterko wewnętrzne ustawiam tak, żeby mieć możliwość obserwowania co ciekawego dzieje się w przedziale pasażerskim. Niejednokrotnie dostarcza to sporej dawki rozrywki. Jednak gdy widzę ich ja, oznacza to, że oni też mnie widzą. A zatem jedziemy. Tu szyny gorsze, to zacznie rzucać, tam dłużej postoimy, bo światła długo trzymają, gdzieś trzeba ostro zahamować, bo ktoś wjechał/wbiegł na drogę. Starsza pani/pan siedzi zaraz z przodu i patrzy. Na mnie. Co jakiś czas spogląda, czy aby na pewno wszystko w porządku. Patrzy mi przez wewnętrzne lusterko prosto w oczy, z odpowiednim do sytuacji wyrazem twarzy. A zatem gdy za mocno buja, patrzy złowieszczo, dając mi do zrozumienia: zwolnij łajdaku! Gdy za długo stoimy w jednym miejscu, zerka z niecierpliwością: no jedź już, robić ci się nie chce, czy co…
Jakież musi być ich rozczarowanie, gdy lusterko odwrócę…

Spojrzenie trzecie: Aleś pan jechał, jakby ziemniaki wiózł, a nie ludzi!
Bywa, że trzeba gonić czas. A goni się, jeśli jest możliwość wrócenia do rozkładu, bądź zniwelowania opóźnienia do granic zdrowego rozsądku. Niemniej nie sprzyja temu ani infrastruktura, bo tory są zdezelowane, a sygnalizacja świetlna trzyma wtedy jak na złość, Nie pomaga też sprzęt. A sprzęt jest stary, wytłuczony. Na nierównościach rzuca ludźmi na lewo i prawo, przy hamowaniu szarpie i zrywa. Nie to co Bombardier:) Jest jak jest, robić trza.
Dojechaliśmy na przystanek. Czas w miarę ok. Przepisy całe, po drodze niepołamane. Pasażerowie też cali, choć zapewne musieli się czegoś mocniej chwycić. Wysiadają. I patrzą na mnie. A patrzą tak, jakbym im przed chwilą powiedział prosto w twarz najgorsze słowa, albo jakbym wyrządził jakąś krzywdę komuś z ich rodziny. Ciarki po plecach przechodzą. A że są o czasie, nie ma znaczenia. Że inni czekają i chcą, żeby tramwaj przyjechał o czasie, nie ma znaczenia.

Spojrzenie czwarte: Możesz mi naskoczyć!
Jest niestety w społeczeństwie, mimo jego cywilizacyjnego rozwoju, grupa ludzi, którzy byli akurat czymś zajęci i ów cywilizacyjny rozwój ich ominął. Tak zwani troglodyci. Bądź też podkultura przemocy, o której w doktrynie socjologii powstała zapewne niejedna książka.
Podjeżdżam zatem na przystanek i już ich widzę. Samców alfa. Piwo w ręku, pod pachami niewidzialne arbuzy. Patrzę na nich, oni na mnie. I widzę w tym spojrzeniu – możesz mi chłopie naskoczyć, piwo i tak będę pił, klął będę do woli, a spróbujesz coś powiedzieć, to cie (pisząc ładnie) zrugam, albo nawet i pobije. Jedź i sie nie rzucaj.
No i co tu zrobić z takimi ludźmi, których największym życiowym osiągnięciem jest wypicie piwa w miejscu publicznym i doniosłe przeklinanie, mające na celu zaznaczenie terenu. Tak jak pies robi to moczem.
Można wezwać policję przez radio. Ale radio jest głośne, czas realizacji za długi. Jeszcze nigdy nie udało mi się przeprowadzić skutecznie takiej akcji. Reakcja osobista w postaci zwrócenia uwagi może skończyć się śmiercią, co pokazuje przykład warszawski. A zatem jedzie się dalej, obserwując rozwój sytuacji. Zwykle kończy się na piciu piwa i przeklinaniu. Rzadko na zaczepkach. Te mogą zostać dopiero sprowokowane reakcją innych.

c.d.zapewne.n.

Totmann

Największy sukces życia? Połączenie przyjemnego z pożytecznym.

Moja praca jest, moją pasją, moim hobby. Połączenie przyjemnego z pożytecznym. Idąc do pracy zastanawiam się jaki będę mieć wóz i jakie niespodzianki czekają mnie na Warszawskich ulicach. Najczęściej jeżdżę linią 9. Trasa Okęcie ? Gocławek, zaczyna ona bieg na dzielnicy Włochy i dalej przebiega przez dzielnice Ochota, Śródmieście i kończy bieg na Pradze Południe. Jeden z najbardziej obciążonych ciągów komunikacyjnych w Warszawie. Jest nieraz ciężko, ale też i zabawnie. Najbardziej mi humor poprawiają gafy pasażerów, którzy szukają guzików do otwierania drzwi. Przyciskają np. piktogram ?odtwórz drzwi przyciskiem? umieszczony na szybie, wciskają kierunkowskaz i dziwią się, że nie ma żadnej reakcji. Są sytuacje kiedy ów pasażer nawrzuca mi od ?buraków, wieśniaków? itd., że od tego tu jestem i mam drzwi otwierać 😉 ale wówczas uśmiecham się i nie odpowiadam na zaczepne ?słówka?. Jednak są i takie dni kiedy ktoś potrafi mnie wyprowadzić z równowagi. Znajdzie się klient, który widząc, że nie reaguje na zaczepki to wejdzie na czuły punkt jakim jest rodzina. No i wtedy robię Ja z niego dziada i udowadniam na forum pasażerskim w tramwaju, że mu słoma z butów wychodzi. Oczywiście robię to wszystko kulturalnie, aby się nie poniżyć do jego poziomu. Przykład: Jest godzina 17 w Warszawie jest to sam środek szczytu. Jak wiadomo w ciągu w Alejach Jerozolimskich jest tłoczno, a nawet panuje wielki ścisk i nie chodzi tu tylko o kotłujących się pasażerach w tramwaju, ale i o samych tramwajach na trasie. Chcąc nie chcąc opóźnienie gwarantowane, a że warunki drogowe też są fatalne, bo był okres jesienno-zimowy to Wam pewnie wiadomo jest ślisko na torach. Ci co jeżdżą tramwajem to wiedzą, które odcinki, przystanki na trasie są śliskie tzw. ?pewniaki?. Takim pewniakiem jednym z wielu na trasie 9 jest przystanek ?Czapelska? w stronę Gocławka jadąc od ronda Wiatraczna. Na uniknięcie poślizgu jest kilka sposobów, ale to nie o tym miałem pisać więc wróćmy do meritum. Jak już mówiłem przystanek jest śliski i aby bezpiecznie zatrzymać 60 tonowego kolosa (bo tyle około waży PESA z pełnym ?inwentarzem?), niestety czasem potrzebne jest użycie hamulców szynowych. Tak też zrobiłem. Młodzieńcowi wypadła czapka z rączek wprost do błotka pośniegowego na podłodze tramwaju. O jak on mi nawrzucał, że nie umiem prowadzić, że się powinienem wrócić do przedszkola, prace zmienić itd.. Wytłumaczyłem grzecznie Panu, że jest ślisko, a w tramwaju są tabliczki informujące o konieczności trzymania się poręczy podczas jazdy. A ów bohater stwierdził, że gówno go to obchodzi, że jest ślisko! No to już wiedziałem, że nie ma dyskusji z gościem, no bo niby o czym? A że dziamał coś dalej, generalnie powtarzał się w kółko, to po prostu nie reagowałem. Widząc, że na mnie to nie robi wrażenia jak mnie obraża, to zaczął obrzucać błotem moją Mamę, od ?ku%^, szmat, dziwek? itd. A co jak co, ale na to, to ja już nikomu nie pozwolę! Nawet naszemu Prezydentowi ;). Jak się okazało jechał z żoną i z córeczką, która miała na oko 6,7 lat. Zatrzymałem tramwaj na przystanku otworzyłem drzwi od kabiny i zapytałem grzecznie ale stanowczym głosem (jak mówi ?Instrukcja dla pracowników ruchu?;) ), dlaczego obraża moją rodzinę i kim właściwie jest, że sobie na to pozwala. Jaką gnojówę ma w gębie i jaki daje dziecku piękny przykład! Życzyłem mu aby jego córeczka w przyszłości miała do Niego takim sam szacunek jaki ma do innych ludzi. Jeszcze kilka innych przykładów mu podałem, ale już nie chcę kombinować bo nie bardzo pamiętam. Zdziwiłem się gdy do dyskusji wkroczyła inna pasażerka, która stanęła w mojej obronie. Wysterowała do kolesia kilka ?miłych? słów, że jest wieśniakiem i mu słoma z butów wychodzi, żeby zamkną już jadaczkę bo jest w miejscu publicznym i nie każdy życzy sobie słuchania jego wulgaryzmów i że mu za te słowa należy mu się w pysk itp., itd. . Coś tam jeszcze się zabulgotał, ale ja już usiadłem i pojechałem dalej byle by tylko do pętli, a daleko już nie miałem. Niestety ta praca choć daje mi wiele satysfakcji i przyjemności, są niekiedy takie właśnie dni, kiedy człowiekowi się odechciewa wszystkiego. Kiedy to po takiej sytuacji widzi ile wart jest dla ludzi, których codziennie wozi do pracy, domy czy szkoły. Mają człowieka za gnoja i wyżywają się na motorniczym, kierowcy za wszystkie swoje życiowe niepowodzenia. A cóż ma biedny prowadzący zrobić? Poza zaciśnięciem zębów to niewiele bo jest w pracy.. no i my nie możemy napisać żadnej skargi na pasażera, że był nie miły i w sposób wulgarny odnosił się do mnie czy do moich członków rodziny.. ale taki to urok tej pracy 😉

Pozdrawiam Nowherename.

Warszawa żegna bohatera.

Dziś 19 lutego o godzinie 13 na cmentarzu północnym w Warszawie(Wólka Węglowa) pożegnamy Ś.P. Andrzeja Struja, który zginął tragicznie na przystanku tramwajowym ?Fort Wola?. Był policjantem, koledzy mówili o nim ?Struś?. Stanął w obronie nie człowieka, a tramwaju.. Tak tramwaju. Zareagował na wybryk gówniarzy, którzy rzucili koszem w tramwaj. To mógłbym być ja, mój kolega czy koleżanka z pracy. Bo wiem że też bym zareagował. Próbował złapać gnoi i ich dorwać. I mógłbym też dostać kosą w brzuch. A sprawców było dwóch, jeden trzymał, a drugi wbijał nóż (koleżeńska pomoc). Tylko  spotkało to Andrzeja. Człowieka, którego Warszawa okrzyknęła bohaterem. I słusznie! Bo kto z Was zareagowałby? Już nie mówiąc o próbie złapania dwóch chłystków? Trzeba się zastanowić jakie wartości ma wpajane dzisiejsza młodzież. Bo dzieciaki nawet nie skończyły 18 lat! Były ferie, nuda wszechobecna, no bo co tu robić w wolny dzień od nauki, gdy nie ma rodziców w domu. Pić już nie ma za co, więc pójdziemy na miasto i zrobimy zadymę. Tylko, żaden z nich nie miał chyba wyobraźni co może się wydarzyć później. Tym cechuje się dziecinny umysł, najpierw robi, potem myśli. Już nawet nie piszę o głupiej i znów bezsensownej śmierci człowieka. Przecież kosz którym rzucili mógł poważnie ranić osobę siedzącą przy oknie, nie mówiąc już o szybie, która się posypała w drobiazgi. Na szczęście będą sądzeni jak dorośli, grozi im do 25 lat więzienia, dla mnie to i tak za mało. Bo co to za wyrok 25 lat więzienia, w porównaniu do całego życia? Życia Andrzeja, żony i dzieci? On już nie wróci do domu, nigdy nie wejdzie i nie powie ?wróciłem!?. Nie mam zamiaru obrażać tu nikogo. Ale krew mnie zalewa jak widzę kolejna ofiarę dziecinnej nudy! Rodzice gonią za karierą, a dzieci są pozostawione samym sobie.

Dziękujemy Andrzej!

Nowherename

Jadę i myślę, może kiedyś coś wymyślę…

W końcu czasami jeżdżę ponad 10 godzin.  Jest więc czas na różne przemyślenia. Zwłaszcza, że praca ta daje ku temu spore możliwości. Wystarczy tylko obserwować to co się dzieje w koło: zachowania pasażerów, pieszych, kierowców. Czasami  widok z kabiny motorniczego przyprawia o zgrozę, gdy ktoś wchodzi pod rozpędzony tramwaj, a potem ucieka przegoniony dzwonkiem, czasami nie sposób powstrzymać się od śmiechu, gdy pasażer walczy z automatycznie zamykającymi się drzwiami w E1.

Wspomnieć wystarczy przypadek pana, który swego czasu chciał wsiąść do wagonu GT6. Wcisnął zatem przycisk, celem drzwi otwarcia, w następstwie czego drzwi otwarły się przed owym panem. Delikwent ów miał jednak z sobą dwie ciężkie siatki, w których dźwigał przeróżne rozmaitości. Zatem by wsiąść, siatki podnieść musiał z chodnika. Czas ten skrzętnie wykorzystały drzwi, które po określonym czasie zaczęły się zamykać. Poirytowany przyszły pasażer odłożył zatem siatki, by ponownie wcisnąć przycisk celem drzwi otwarcia. Ponownie schylił się po siatki, a drzwi ponownie zamknęły się mu przed nosem, gdy siatki trzymał już w rękach i zabierał się o wsiadania. Sytuacja ta powtórzyła się kilkakrotnie. Zdarzenie to  obserwowane w lusterku spowodowało, że nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Jednak przyszło mi zapłacić za śmianie się z cudzego nieszczęścia,  gdy ów pasażer z wściekłości siatki rzucił i przybiegł do mnie z awanturą, że bawię się jego kosztem, że  złośliwie i umyślnie zamykając mu drzwi przed nosem. Nauczony jednak przez starszych kolegów motorniczych, powstrzymując się przed spontanicznym śmiechem wysiadłem i udałem się z przyszłym pasażerem do drzwi, celem rozwiązania zaistniałego problemu w sposób dyplomatyczny. Przerywając ciąg obelg skierowanych w moją stronę, poprosiłem pana o baczne obserwowanie sytuacji  – wcisnąłem przycisk, drzwi się otwarły, po czym oczywiście zamknęły się. Zapytałem tylko – i kto teraz zamknął te drzwi, skoro ja stoję tu z panem? O więcej pytać nie musiałem.

Mnogość zdarzeń i barwność ludzi z jakimi człowiek ma do czynienia w czasie wykonywania tej pracy przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Po kilku latach pracy, nadal zaskakują mnie różne rzeczy. Z równą częstością i intensywnością jak dnia pierwszego, gdy pracę rozpocząłem. A wydawałoby się, że to takie nudne jeździć od pętli o pętli, ciągle po tej samej trasie. Że się człowiekowi od tego w głowie może zakręcić. Nic bardziej mylnego.

By lepiej słowo pisane zobrazować, zachęcam do oglądnięcia poniższego filmu znalezionego na youtube:

Totmann