Tagi: duchy

Podróże kształcą…

Większość rzeczy dzieje się przez przypadek. Nie będę już analizował czy przypadek  nie może być przez kogoś sterowany bo to inna bajka. Ustalmy jedno to jest przypadek  i był kreowany tylko dzięki mojej osobie.  Może jakieś marne 30% jest w tym tekście prawdą…reszta to fikcja i fantasmagorie 🙂

Wracam po imprezie, w zasadzie trudno to nazwać imprezą a raczej spotkaniem w dość miłym gronie.  Rozmowy mądre jak i mniej mądre ( ale dalej trzymające poziom ), nasączone kroplami piwa z firmowej szklanki. Jak to mówią wszystko co dobrego szybko się kończy. No i skończył się czas, mój czas. Towarzystwo zostało, a ja musiałem wracać jak kopciuszek do domu. Poziom niewyspania po całym tygodniu był już mocno przeciążony a nie chciałem usypiać na sobotnim wykładnie ( ile razy można xD ).

Wychodzę…rozglądam się i…. i nima. Nima autobusa, gdzie jesteś zła i nie dobra maszyno ? Gdzie ?  I co mam teraz czekać 40 minut, specjalnie na autobus nocy ? Niedoczekanie – oj nie ! Nie ze mną te numery. Idę pieszo do domu.

Pierwsze metry w blasku ulicznych latarni, zjadałem jak słodkie ciastko. Powiew zimnego wiatru przy -10 stopniach, przewiewał mnie od stóp do głów 😛 Miałem jeden cel ! Spać ! Nie było na mnie mocnych… do pewnego momentu. 3 kilometr podróży, latarnie coraz rzadsze.. mój krok bardziej rytmiczny.  Oczy krążą mi po głowie jak ziemia po orbicie, wyczuwam lęk i niepokój. Wykrakałem ! idzie banda, 4 karków i małą paczuszka na mnie … na człowieka ( i na tym skończmy 😛 ).  Podchodzą , 2 łapie mnie za kurtkę, 1 rozkłada szachownice , ostatni mówi !

Ej ty ziomek ! Szukamy mistrza w Warcaby, wygrasz idziesz dalej..nie wygrasz to …..
( nie wiem co jeszcze gadał, ale myślałem że sobie ktoś ze mnie robi jaja ! Co ja Forest Gump jestem ? ) – z drugiej strony zabrzmiało to jak wyzwanie. W końcu było się osiedlowo-obozowym mistrzem warcabów rocznik 96 !!!
Zgoda brachu, dawaj Ty zaczynasz !
( walka była wyrównana, nie był to jakiś gość z poziomem IQ kija od szczotki…twarz kojarzyłem, ale nie pamiętałem kto to taki )

W końcu wygrałem, 20 minut wyjęte z mojej cennej podróży. Mogłem iść dalej…kolejne metry…kilometr … dwa. Jestem na sławnym ślimaku obok dworca, wiszącym nad torami kolejowymi. W oddali przy barierce ktoś stoi. Właściwie opiera się o nią. Przejdę bokiem, może mnie nie zaczepi. Uff udało się , nie wiem czy chciałem jakoś uspokoić swoje sumienie, ale odwróciłem się. O *$&% ! Nie ma go… skoczył..jasny gwint…podbiegam do barierki. Patrze po torach, ale ciała nie widzę. Zmęczenie i poprzednia historia dały swoje.

Dobra…olać to idę przed siebie. Do celu zostało mi już tylko 5 kilometrów. Dystans nie duży, chwila spaceru i po krzyku.  Latarnie pojawiały się w większej ilości..jasno, nikogo nie ma. Nic mi ( chyba ) nie grozi.

Idę blisko muru cmentarza ( cóż poradzić taka trasa…. ) . Idąc tak przed siebie czuje powiew ciepłego powietrza, który otaczał mnie kilka razy po czym trafił w twarz. Za chwilę znowu zrobiło mi się zimno. Dość ! Powiedziałem już to na głos, nie wiem żeby ktoś to usłyszał ? Duchy, zjawy…ktoś kto robi sobie ze mnie jaja. Było mi to już całkiem obojętne, byle by mnie nic nie zaskoczyło. Bardzo chciałem żeby tak było, ale jakoś nie do końca wierzyłem że tak będzie….

Trafne odczucia… dochodząc do końca ogrodzenia cmentarza, zza rogu wyłonił się jegomość łudząco przypominającego tego trzymającego się barierki. Jedyne do miałem do samoobrony to wykałaczka i kapsel po piwie.
( nie ma co xD wojownik ze mnie taki jak z osobówki autobus…wyposażenie marne, a macgyver’em raczej nie jestem ). Ale gość nic mi nie zrobił, uśmiechnął się, zgiął się w pas …( powróciło w tym momencie uczucie ciepłego wiatru ), i poszedł dalej ….

Zacząłem już analizować, czy przypadkiem ktoś mi czegoś nie dosypał…ale nie mógłbym chyba tak daleko zajść. Oj nie, zadziwiające jest nawet to że to coś ? zjawa czy ja wiem – nie wywołała we mnie uczucia strachu.  Może powinna. Cholera to nie jest czas na zastanawianie się co to było i czego chciało. Żyje i to jest najważniejsze ! Godzina 0:53 widniejąca na moim telefonie była w tym wszystkim jakimś nie porozumieniem….

Zostały ostatnie 3 kilometry, przez znane mi od wielu wielu lat rejony. Przyspieszyłem ,kroku. Tym razem odczuwałem lęk i bynajmniej nie przez to akurat jakaś zjawa wyskoczy mi zza płotu jak w pogromcach duchów , ale gościa który o tej godzinie spacerował w przeciwnym do mojego kierunku. No bardzo śmieszne… i dlaczego się gapi na mnie ? Moment, chwila dlaczego ten ktoś ma płaszcz rodem z 19 wieku. I stało się … coś czego nigdy nie zrozumie. Zmieniło się całe otoczenie, całe znane mi od najmłodszych lat otoczenie. Budynki, ulice….wszystko przypominało do złudzenia  scenerie z wczesnego 19 wieku.

Poziom  ogólnego zmęczenia dał się chyba we znaki, nie wiem…może już mi było wszystko jedno ? Ale idąc dalej ( próbując…grzęznąc czasem w błocie…. ), poznawałem historie miejsca z którym jestem związany od lat. Jaaaa ! ile się tu pozmieniało  ! Jaka ta okolica była kiedyś spokojna.  Światło jakie było w moim otoczeniu pochodziło tylko i wyłącznie z księżyca.. żadnego źródła światła nie było w pobliżu !!!!

Ostatnie metry….spodziewałem się co prawda takiego obrotu spraw. Ale doświadczyć tego na własnej skórze nie miałem chęci. Stało się…. Stanąłem na miejscu gdzie za ponad 100 lat będzie stał mój blok. W nim moje mieszkanie i moje królestwo.  Nie miałem już siły…bateria w telefonie widocznie też nie wytrzymała napięcia i przestała działać….

I co ja mam do cholery teraz zrobić ? Co się ze mną dzieje ? W pobliżu nie było dosłownie nic….łąki….ogromne połacie łąk. Tylko znajomy krzak dawał mi poczucie związania z tym miejscem. Usnąłem… cóż miałem więcej robić.

Nie nie, spokojnie nic mnie nie zjadło 🙂 Obudziłem się we własnym łóżku. I po ogarnięciu jako takim stwierdziłem że wszystko jest na swoim miejscu. No może zadziwił mnie tylko widok ubłoconych butów…kurtki. Odpaliłem komputer w celu przeglądu prasy codziennej. Natrafiłem na artykuł z mojego miasta. Cudowny uratowany – taki miał tytuł. No jaja może to o mnie 😀 ? Jakież było moje zaskoczenie kiedy dostrzegłem twarz gościa z którym mijałem się przy rogu cmentarza ! Okazało się prędko że jakiś przechodzień, zainteresował się nim i przekonał żeby jednak nie zrobił niczego głupiego….eeyyaa no własnie.. A jeżeli to ja ? Ale ja tylko sprawdziłem czy aby ? Ech dobra… koniec to nie na moje siły.

Spakowałem jakieś zeszyty…długopis i udałem się na uczelnie. Jechałem autem…po ulicy albo traktem którym wędrowałem w nocy. Na przystanku dostrzegłem….jegomościa w płaszczu z 19 wieku… Wiedziałem że jestem u siebie.. w rejonach gdzie wiem co i jak….i cholernie dobrze mi z tym…….

I wyszło takie dziwne coś…twór mojej wyobraźni – jak zwykle 😀